11 maja 2024r. Imieniny: Igi, Miry, Lwa
Gospodarz strony: Andrzej Dobrowolski     
 
 
 
 
   Starsze teksty
 
Przyczyny nieładu przestrzennego

         Strona internetowa Onet.pl opublikowała wywiad z panem Filipem Springerem – architektem i urbanistą krytycznie oceniającym gospodarowanie przestrzenne w Polsce.  ( link - http://kultura.onet.pl/ksiazki/rozmowy/filip-springer-bez-sztuki-wspolczesnej-da-sie-zyc-,1,5578692,artykul.html ).

             Najcenniejszy w tym tekście jest opis, jak polskie prawo zamiast uładzać i formować naturszczykowski anarchiczny proces zabudowywania przestrzeni komplikuje go. (Podam swój przykład - gminy są karane za uchwalanie planów zagospodarowywania poprzez konieczność wykupu gruntu pod drogi i place zamiast przejmowania tego gruntu jako zapłaty za uchwalenie planów). Wywiad pokazuje także, jak polskie prawo komplikuje dobre możliwości współpracy między gminami a poważnymi inwestorami prywatnymi (wyjątkowy trud partnerstwa publiczno-prywatnego, np. wybudowania infrastruktury dzielnicy przez prywatnego dewelopera lub stowarzyszenie właścicieli). Te błędy sprawiają, że rozwój przestrzenny nie może się samofinansować zgodnie ze starym prowincjonalnym obyczajem.

             Generalnie jednak Filip Springer – można odnieść wrażenie - za zamęt przestrzenny i brzydotę nowej zabudowy wini polską bezmyślność i brak perspektywicznego widzenia. Niesłusznie. Winien jest ustrój gmin.

              Pierwszym problemem jest aksjomat gminnego socjalizmu, który wyparł pojmowanie zadań gminy jako (tylko) realizatorki zadań przekraczających możliwości pojedynczych i stowarzyszonych obywateli (co jest określone w społecznej nauce Kościoła jako pomocniczość – gmina ma  t y l k o  pomagać, a nie wolno jej  w y r ę c z a ć  obywateli, bo to prowadzi do zdziecinnienia obywateli i niegospodarności ludzi władzy podejmującej nietrafne decyzje, za które nie oni osobiście płacą). Kto uznaje aksjomat konieczności istnienia gminnego socjalizmu, automatycznie przyjmuje, że „o rozwoju gminy pomyślimy po osiągnięciu wszystkich celów socjalnych”. To znaczy nigdy.

                Odrzućmy ten aksjomat, i popatrzmy na życie małej społeczności jak nasi dziadkowie – gospodarze:             

                Gminy wiejskie i miejskie mają obowiązki konieczne do wypełnienia i prawa do odebrania nagrody za ich wypełnienie.

               Jak wypełnią swe obowiązki, to mają naturalne prawo do nagrody – to znaczy do realizacji zadań nadobowiązkowych („Najpierw obowiązek – potem przyjemność.”)

                 Podstawowym obowiązkiem gminy jest administrowanie nią; budowa publicznych ulic, placów, mostów, parkingów, i ich instalacji; zebranie zasobu gruntów pod inwestycje publiczne; tworzenie prawa przestrzennego tak, by minimalizować zjawisko wzajemnego szkodzenia sobie sąsiadów - czyli tworzenie planów zagospodarowania i egzekwowanie ich działania. Do tego bezpieczeństwo przeciwpowodziowe i przeciwpożarowe, oświetlenie ulic i sfinansowanie oświaty. Jeśli gmina wykona te prace, a sektor niepubliczny nie rozwiązuje jakiegoś problemu społecznego, np. w przeciwieństwie do Garwolina nie ma w niej prywatnych ośrodków zdrowia, to wtedy i tylko wtedy gmina może dopomóc w jego założeniu. I to jest ta ponadnormatywna praca, na którą „w nagrodę” gmina po wypełnieniu prac obowiązkowych może sobie pozwolić.

              Gdyby wedle tego wzorca urządzone było życie polskich gmin, nikt nie narzekałby, że zbyt dynamiczny rozwój przedmieść grozi możliwościom realizacji zadań nadprogramowych. To stawianie sprawy na głowie.         

              Drugim szkodliwym aksjomatem współczesności paraliżującym rozumienie możliwości urbanizacji jest uznanie pierwszeństwa woli ludu przed prawem gospodarności, a potem biadanie na stan świadomości zbiorowej przez którą nie można realizować dobrej urbanistyki.

             Jeśli oddamy ludziom pod osąd: „Czy chcecie chleba i igrzysk zamiast rozwoju miasta?” to pewną odpowiedzią będzie: „Chleba i igrzysk”. Wielu ludzi pomyśli wprost: „Nie chcę żeby Miasto rozwijało się na przedmieściach, bo wtedy mój zaułek będzie jeszcze bardziej kłuł w oczy”. Inni zaś: „A co ja z tego będę miał?”. I świadomie zagłosuje za programem „chleba i igrzysk”. To tworzy populistyczną presję antyurbanistyczną.

              Toteż warunkiem podjęcia pracy władz lokalnych nad urbanistyką jest odgórne prawne zarządzenie przez państwo konieczności tej pracy projektowej gmin i określenie jej jako prawdziwego priorytetu, bez którego inne prace gmin – możliwe do sfinansowania ze składek gospodarzy i kapitału prywatnego – byłyby wprost zakazane. I oczywiście poprawa istniejących idiotyzmów prawnych w rodzaju obowiązującej 5 lat opłaty adjacenckiej, która gminom praktycznie nic nie daje, bo sprawia, że na przekwalifikowanych pod budownictwo obszarach przez 5 lat właściciele nie sprzedają ziemi. Trzeba ją w ogóle znieść.

               Nieładowi przestrzennemu w Polsce winna jest elita państwa.

                                                                                                              Andrzej Dobrowolski

.